W sierpniu wybrałam się do mojej lekarki po receptę i przy okazji dowiedziałam się, abym ponownie zbadała poziom prolaktyny oraz dodatkowo poziom progesteronu.
Ponadto podała mi normy dla tych hormonów i powiedziała, że jak zmieszczą się w tych normach, to nie muszę przychodzić do niej z wynikami, tylko nadal mam zażywać lekarstwo i nie przerywać leczenia gdybym zaszła w ciążę.
Starałam się podejść do tych badań spokojnie i bez stresu, bo już wiem, że stres ma wpływ na poziom prolaktyny. Natomiast bardzo zestresowana odebrałam wyniki i nerwowo sprawdziłam je z normami. I ... były idealne.
Starałam się podejść do tych badań spokojnie i bez stresu, bo już wiem, że stres ma wpływ na poziom prolaktyny. Natomiast bardzo zestresowana odebrałam wyniki i nerwowo sprawdziłam je z normami. I ... były idealne.
Byłam w siódmym niebie. No to teraz już musi się udać. Na pewno będę w ciąży. We wrześniu w dniu kiedy powinnam otrzymać okres wyciągnęłam test ciążowy i wykonałam badanie. Niestety pokazała się tylko jedna kreska. A jedna kreska to nie jest ciąża niestety. Nie uwierzyłam wtedy testowi. Chyba zaczęłam wpadać w jakąś paranoję.
W listopadzie poszłam znów po receptę do lekarki i wzięłam ze sobą te sierpniowe wyniki. Lekarka spojrzała na wyniki i powiedziała, że są świetne i teraz może się udać ...
Kilka lat później … 31.05.2020 r.
Udało się, czy nie? O tym przeczytacie w kolejnych odcinkach mojego blogu.