W czerwcu ubiegłego roku potrzebowałam na chwilę konta w pewnym banku. Poszłam do najbliższego w okolicy, mąż mi towarzyszył. W banku nie było klientów, więc w sumie powiedzieliśmy po co mi to konto.
Pani za ladą bardzo entuzjastycznie zaczęła nas obsługiwać. Miała jakieś takie serdeczne, bardzo przyjacielskie zachowanie w stosunku do nas. Zaproponowała mi bezpłatne konto, bez karty (płatnej). Zanim przyszłam do banku, to trochę przeczytałam o kontach w tym banku i właśnie to konto chciałam założyć. Aby konto było całkowicie bezpłatne to nie wolno go było zlikwidować w okresie 3 miesięcy.
Po upływie 3 miesięcy zamierzałam je zlikwidować, ale ciągle się z tym ociągałam, najpierw, ze względu na ciążę, a potem na dziecko. Ciężko zostawić bardzo malutkie dziecko, choćby na chwilę, gdy jest się z nim ciągle. Od jakiegoś czasu, raz na tydzień, mąż mnie wyciąga na chwilę z domu: na drobne zakupy, albo tak jak wczoraj do banku, aby zlikwidować w końcu to konto.
I znowu w banku nie było klientów. Za ladą była ta sama pani co w ubiegłym roku. Już nie była taka sympatyczna jak poprzednio. Likwidacja konta nie wywołała u pani serdecznego uśmiechu, ani przyjacielskiego słowa, wręcz przeciwnie. Była bardzo niemiła. Poinformowała mnie, że gdyby wiedziała do czego potrzebne jest to konto, to nie zaproponowałaby bezpłatnego konta, a jedynie płatne! A powód? Ona się musi potem tłumaczyć dlaczego ktoś likwiduje konto, a bank na nim nie zarobił. Szok!
Konto założyłam i zlikwidowałam zgodnie z regulaminem banku, a że bank na mnie nie zarobił, to chyba problem banku, a nie mój i nie tłumaczy zachowania pani z banku.
Kilka lat później … 26.06.2021 r.
Pamiętam zachowanie tej kobiety. Było bardzo oburzające. Nawet miałam ogromną ochotę złożyć na nią skargę. A potem machnęłam ręką. Jej zachowanie – jej problem, a nie mój …