Mieliśmy wczoraj wizytę duszpasterską. Przyznam się, że trochę baliśmy się tej wizyty. Po kolędzie miał chodzić ksiądz, którego nazywamy „chytry”.
Jest to ksiądz, który mówi tylko o pieniądzach. Podczas kolędy sprawdza czy ktoś z domowników nie ma jakiejś rocznicy w nadchodzącym roku, np. 5 lat ślubu, 40 lat życia. Wtedy podkreśla, że w związku z rocznicą trzeba „dać” na mszę i od razu zbiera duże datki.
2 lata temu, gdy ten ksiądz chodził po kolędzie, doszliśmy do wniosku, że u nas nie ma żadnej rocznicy, więc ksiądz nie będzie wołał o pieniądze.
Byliśmy w błędzie. Nie wzięliśmy pod uwagę rocznicy śmierci ojca mojego męża. I tak od razu na wstępie ksiądz powiedział do mojej teściowej: w przyszłym roku przypada 10 rocznica śmierci męża.
Moja teściowa była tym stwierdzeniem bardzo zaskoczona i odpowiedziała, że rocznicę będzie miała dopiero za rok, przy czym podkreśliła słowo dopiero. Ksiądz na to nic nie odpowiedział.
A tym razem na początku było trochę inaczej. Ksiądz zajął się moją osobą i dzieckiem. Nie zwracał w ogóle uwagi na moją teściową i męża. Zadał mi pytanie, które niemal zwaliło mnie z nóg: miałaś cesarkę?
Mój Boże, do czego księdzu potrzebna informacja na temat rodzaju mojego porodu?
Kilka lat później … 24.11.2021 r.
Wtedy odpowiedziałam księdzu, że tak, miałam cesarskie cięcie. A potem po jego wyjściu trochę tego pożałowałam. Żałowałam, że nie zapytałam księdza o to, a dlaczego ksiądz o to pyta?