Nie mogę patrzeć na to, jak klienci supermarketów podjadają owoce, np. truskawki, winogrona. I nie chodzi mi tu o kradzież, chociaż w gruncie rzeczy jest to kradzież. Chodzi mi o to, jak ci ludzie mogą jeść takie brudne owoce. Nie boją się chorób? Robią to ukradkiem, a przynajmniej tak się im wydaje. Rozglądną się, a potem szybciutko truskawka ląduje w ustach.
Widząc to, zastanawiam się … przez ile rąk przeszły dane owoce. Może akurat truskawka przeszła przez jedne ręce, może były czyste. Natomiast oczami wyobraźni widzę jak przez tę truskawkę mogły przejść różne zwierzęta i zostawić swoje odchody lub ślinę. A wszystko bierze się stąd, że ja te zwierzęta widzę u siebie w ogrodzie. Są to między innymi koty, bażanty oraz inne ptaki, ślimaki. Tych ostatnich jest w tym roku jakaś plaga.
Ślimaki mają ciemny kolor, nie noszą na grzbiecie domków, wychodzą z ziemi. Pojawiły się u nas już w ubiegłym roku, ale wtedy było ich mało. Teraz są wszędzie. Przesuwają się po truskawkach i innych owocach, warzywach.
A koty sąsiadów też chodzą między grządkami czając się na jakieś zwierzęta. To samo jest z bażantami, to znaczy też chodzą między grządkami i próbują jeść różne rośliny.
Widząc to wszystko, nie jestem w stanie zjeść owoców prosto z krzaczków. Wszystko co zbiorę (a teraz mamy truskawki i poziomki) bardzo dokładnie myję.
Ponadto przypominają mi się czasy dzieciństwa, kiedy to jadłam wszystko prosto z krzaczków, szczególnie gdy byłam u babci. I to tam jednego dnia najadłam się czereśni prosto z drzewa. Potem byłam strasznie chora przez kilka dni ….
Kilka lat później … 19.08.2021 r.
Opowiedziałam (właściwie co roku mu to opowiadam) mojemu dziecku o tym okropnym moim przeżyciu po najedzeniu się czereśni u babci. I moje dziecko nie jada nieumytych owoców.