Przedwczoraj teściowa wyciągnęła stare, ale w świetnym stanie, sanki. Sanki woziły mojego męża, jego rodzeństwo, a potem dzieci jego rodzeństwa, aż przyszedł czas na nasze dziecko. Sanki przeszły remont parę lat temu. Remont polegał na wyczyszczeniu sanek i przemalowaniu ich przez mojego męża.
Szczerze mówiąc to ja nie pomyślałam o tym żeby z Bartusiem wyjść na sanki. A teściowa pomyślała, no i bardzo dobrze. W sobotę zniknęła nam z oczu, po czym przyszła i powiedziała do Bartusia, że ma dla niego sanki. Nie wiem czy zrozumiał o co chodzi, ale uśmiechnął się do niej bardzo szeroko.
Pomyślałam sobie, że to fajny pomysł i po obiadku szybko go ubrałam. Teściowa posadziła go na sankach, a on w płacz. Ja szybciutko chwyciłam za sznurek, mąż chwycił Bartusia z tyłu sanek i ruszyliśmy. Bartuś widząc mój szeroki uśmiech od ucha do ucha też się uśmiechnął i pojeździliśmy chwilę śmiejąc się radośnie.
Potem trochę się martwiłam, że Bartuś może się przeziębił z tych śmiechów całą buzią, ale nic nie widać, aby tak się stało. Uff. Mnie natomiast wczoraj lekko gardło bolało, ale dziś mi już nic nie jest.
Muszę przyznać, że razem z mężem bawiliśmy się wyśmienicie podczas wożenia dziecka sankami.
Kilka lat później … 1.12.2021 r.
Takie momenty w życiu każdego człowieka są momentami bardzo szczęśliwymi. Bardzo je doceniam.