ABCmaluszka.pl - płodność, ciąża, poród, dziecko, macierzyństwo
Blog młodej mężatki
REKLAMA
Przejdź do treści

Wieś, jakby nie wieś

ABCmaluszka.pl - płodność, ciąża, poród, dziecko, macierzyństwo, blog
Opublikowany przez w Młoda mama ·
Moja rodzina mieszka na wsi, ale ta wieś, to jakby nie wieś. Moja wieś przypomina raczej miasto. W zasadzie w ogóle nie przypomina wsi z mojego dzieciństwa. Takiej wsi ze zwierzętami domowymi i polami uprawnymi.

Mieszkamy na wsi, gdzie już od wielu lat nie ma krów, koni, kaczek, gęsi, indyków. Są tylko kury i to tylko kilka rodzin ze wsi je posiada. Generalnie większość mieszkańców pracuje w Krakowie. Moje dziecko nie widziało tutaj na wsi zwierząt, które wymieniłam powyżej.

Do czasu zamążpójścia mieszkałam w Krakowie, ale moje życie bardzo było związane z wsią, miejscem zamieszkania mojej babci i dziadka. Uwielbiałam do nich jeździć. Niemal każdy weekend spędzałam na wsi oraz część ferii zimowych, a także wakacji. Moja babcia z dziadkiem byli na co dzień zajęci swoim gospodarstwem. Mieli kury, krowy, kaczki i kilka hektarów do obrobienia. Ja, moje rodzeństwo i rodzice pomagaliśmy dziadkom, kiedy tylko mogliśmy.

Dzięki temu dużo wiem o sadzeniu warzyw i ich pielęgnacji. Wiem co to sianokosy, żniwa. Znałam się na robieniu powróseł. W zasadzie to do dziś pamiętam jak się robi powrósła, na dodatek na dwa sposoby. Brałam udział w młóceniu zboża i sianokosach. Pasałam krowy. A nawet widziałam nie jeden raz produkcję kiełbas. Mogłabym tu wymieniać jeszcze wiele prac, które wykonywałam na wsi i które teraz wspominam z rozrzewnieniem.

Wspominam też las, w którym spędzałam całe dnie na zbieraniu borówek i grzybów. Nie było wtedy tam kleszczy, których obecnie tak się wszyscy boją.

Boję się wziąć moje małe dziecko, nie mające jeszcze 4 lat, do pobliskiego lasu. Boję się kleszczy. Obiecałam mu, że pójdziemy do lasu, ale dopiero zimą. Tylko co to za atrakcja, to spacerowanie po lesie zimą? Nie będzie liści na drzewach, ani borówek i grzybów. Moje dziecko bardzo chciałoby pójść do lasu i nazbierać koszyk grzybów.

Opowiadałam mu jak byłam mała, to co roku na jesien, z moimi starszymi kuzynkami chodziłyśmy po lasach, na terenie wsi mojej babci i dziadka. Znałam te lasy jak własną kieszeń. Nie było mowy o tym, abym się tam zgubiła.

Opowiadałam dziecku o tym, jak początkowo zbierałam trujące grzyby i o tym, że potrzebowałam czasu, aby nauczyć się zbierać te właściwe grzyby. A potem po powrocie z lasu, piekłyśmy grzyby na blasze pieca kaflowego, które nazywaliśmy gołąbkami. Uwielbiałam jeść te grzyby. Pamiętam też cudowny zapach suszących się grzybów.

Moje dzieciństwo, to też dzieciństwo w mieście. Mieszkałam w wieżowcu, w którym zamieszkiwało pełno rodzin z dziećmi w moim wieku. Wystarczyło wyjść na zewnątrz i zawsze spotkało się jakieś dziecko i zabawa gotowa. Pamiętam też gumę, na której skakałyśmy, godzinami. Każdego dnia było mnóstwo dzieci na ogromnym placu zabaw. Były tam trzy huśtawki, trzy piaskownice i trzy karuzele.

Jeździło jeszcze wtedy mało samochodów. Obecnie, u mnie na wsi, niemal w każdym domu ich mieszkańcy mają po kilka samochodów. We wsi mieszka np. rodzina składająca się z 5 dorosłych osób. Każda z tych osób ma oczywiście obowiązkowo samochód. I tak 5 samochodów stoi pod domem.

Kiedyś koło mojego obecnego domu przejeżdżał podobno jeden, dwa samochody dziennie. Mój mąż opowiadał mi, że jak był mały, to bawił się z kolegami na tej drodze koło naszego domu. Teraz to jest po prostu niemożliwe, bo samochodów przejeżdża około 20 w ciągu pół godziny.

Wracając do dzieci … U mnie na wsi pod każdym domem jest mini plac zabaw, czyli najczęściej jest to piaskownica i zjeżdżalnia. Na publicznym placu zabaw dzieci raczej się nie bawią lub bawią się, ale bardzo rzadko. Chodzimy tam od czasu do czasu, ale moje dziecko nie ma tam możliwości nawiązania jakiejś fajnej znajomości, bo nie ma z kim.

Kiedyś nie było komórek. Młodzież ze sobą więcej rozmawiała. Teraz często obserwuję w autobusach młodych ludzi, którzy zamienią ze sobą parę słów. Potem zainteresowani są już tylko smartfonami.

Ja smartfona używam jedynie do zatelefonowania. Dla mnie smartfon to tylko telefon i nic więcej. Nawet parę dni temu moje dziecko zadało mi pytanie: mamo, kiedy kupisz mi smartfona?

Bartuś widział nie jeden raz i nie dwa, jak jego kuzyn grał w grę na smartfonie i on też chciałby sobie tak grać … Powiedział mi, że wprost marzy o tym … Na szczęście na drugi dzień już nie pamięta o tym swoim największym marzeniu, marzeniu swojego życia. Ma je tylko w chwili, kiedy widzi tego kuzyna tak zapatrzonego w ekran smartfona …

Koleżanka opowiadała mi jak jej nastoletnia bratanica chodzi wszędzie ze smartfonem i niemal cały czas jest nim zajęta, nawet podczas posiłków. Koleżanka nie sądziła, że tak można być związaną z telefonem. Rodzice dziewczyny nie widzą żadnego problemu.

Mamy teraz inne czasy … zupełnie inne …





Brak komentarzy

Wróć do spisu treści