Powróćmy jednak do przygotowań do ślubu ...
W którymś tygodniu po, wieczornej mszy udaliśmy się do organisty. Organista stwierdził, że nie ma przy sobie kalendarza, ale ma jakąś wizytówkę, to zapisze sobie na niej termin naszego ślubu i na pewno się na nim pojawi.
Zaświeciła mi się czerwona lampka w główce. Zaniepokoiło mnie to, że zapisał termin ślubu na jakiejś wizytówce. Pomyślałam sobie, że przecież muszę wierzyć człowiekowi, który pracuje w kościele. Chyba nie muszę wspominać, że żadnego pokwitowania nie dostałam, własciwie się nawet tego nie spodziewałam.
W tym samym dniu załatwiliśmy sprawę z kościelnym. Usługi kościelnego kosztowały nas 100 zł plus pieniądze na wino w wysokości 20 zł.
To się chyba nazywa kobiecą intuicją ...? A mam na myśli to, że niepokój związany z organistą był uzasadniony. W przeddzień ślubu telefon od księdza proboszcza bardzo mnie wyprowadził z równowagi. Zadzwonił zapytać, czy załatwiliśmy sprawę z organistą. Odpowiedziałam mu jak się to odbyło. Pamiętałam nawet dokładnie dzień i godzinę, w którym u tego człowieka byliśmy.
Ksiądz proboszcz podziękował i odłożył słuchawkę telefonu. Wyglądało na to, że organista powiedział księdzu, że nie byliśmy u niego ???
Po rozmowie telefonicznej wysmarowałam maila do księdza proboszcza. Opisałam jeszcze raz przebieg wydarzeń z dnia kiedy to byliśmy u organisty, nawet podałam kwotę jaką mu zapłaciliśmy.
Potem zastanawiałam się, czy ksiądz w ogóle wiedział, ile organista bierze za godzinę pracy (150 zł - chyba niezbyt mało, prawda?). Ponadto napisałam, że jak mogłabym nie ufać człowiekowi zatrudnionemu w kościele.
Nie otrzymałam odpowiedzi na tego maila.
Kilka lat później … 16.04.2020 r.
Pamiętam tę sytuację niemal ze szczegółami. Nie pamiętałam jedynie kwoty 150 zł, która obecnie też (po wielu latach) wydaje mi się ceną wygórowaną za niecałą godzinę pracy.
Z drugiej strony teraz sobie myślę, że organista nie pracuje po 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Musi być do dyspozycji księdza proboszcza przez 7 dni w tygodniu o różnych porach dnia.