ABCmaluszka.pl - płodność, ciąża, poród, dziecko, macierzyństwo
Blog młodej mężatki
REKLAMA
Przejdź do treści

Pierwszy dzień

ABCmaluszka.pl - płodność, ciąża, poród, dziecko, macierzyństwo, blog
Opublikowany przez w Mężatka ·

Następnego dnia (czyli w niedzielę) pojechaliśmy na 8 do kościoła parafialnego, do wsi obok. Czułam się w tym kościele dziwnie, chociaż przecież w przeszłości uczestniczyłam we mszy świętej w różnych parafiach. No ale cóż, czułam się jeszcze nie u siebie.

Przyglądałam się ludziom, ich ubraniom, poszukując sama nie wiem czego. Chyba doszukiwałam się innego zachowywania się tych ludzi w kościele?

I znalazłam różnicę. Byłam zdumiona, kiedy nikt z wiernych nie wyszedł z kościoła podczas ogłoszeń. W Krakowie, a przynajmniej w mojej byłej parafii takie zachowanie jest "normalne". Sama, nie jeden raz, niestety widząc jak inni wychodzą, wychodziłam podczas ogłoszeń.

Po mszy rozpakowaliśmy prezenty. Dostaliśmy serwis obiadowy, pościel oraz oczywiście trochę pieniędzy. I mnóstwo kwiatów. Część tych kwiatów zostawiliśmy w kościele bezpośrednio po ślubie. Bukiecik ślubny zasuszyłam. Pierwszy obiad w "moim" domu mi nie smakował. Jakieś inne smaki ...

Tęskniłam za domem w Krakowie, rodzicami. Jak tu się przyzwyczaić? Za oknem taki smutek. Nie ma ludzi. Nie słychać sąsiadów. Nie widać dzieci grających na boisku w piłkę, huśtających się na huśtawkach.

Po obiedzie pojechaliśmy do moich rodziców. Jak ich tylko zobaczyłam od razu zebrało mi się na płacz ale jakoś mężnie połknęłam pierwsze łzy i starałam się być radosna.

Wieczorkiem zaczęliśmy się pomału zbierać do wyjścia. Spakowałam kolejne rzeczy i ... przed samym wyjściem wybuchnęłam płaczem ... Moja mama też nie wytrzymała i rzuciłyśmy się w ramiona łkając żałośnie ...

Kilka lat później … 30.04.2020 r.

Tak, ciężko było się przyzwyczaić do tej ciszy, która nas na zewnątrz otacza. Niewiele samochodów przejeżdża drogą obok nas. Do innego jedzenia. Do wystroju domu. Do kościoła. Do wąskiego łóżka. Do tego, że na strychu mogę wysuszyć pranie lub na zewnątrz, a nie kisić je w mieszkaniu. Akurat to było bardzo pozytywne.

W końcu powoli zaczęłam się do tego wszystkiego przyzwyczajać i nagle okazało się, że mieszkam w wyjątkowym miejscu. Mogę w każdej chwili wyjść na pole, tak jak stoję. Zakładam tylko buty i już jestem – to oczywiście w lecie. Nie nakładam pudru na twarz, bo i po co. Jestem tylko ja i moja zieleń, śpiew ptaków. A w Krakowie należało się przebrać w bardziej eleganckie ciuchy, niż te domowe. No i koniecznie nałożyć puder na twarz.


Przed chwilą wyskoczyłam sobie po zieloną pietruszkę i zieloną cebulkę. Narzuciłam tylko kurtkę, bo dziś tylko 10 stopni i buty i już byłam na polu. Wszystko jest teraz takie świeże na polu. Malutkie zielone listki na drzewach, zielona trawa. Drzewa pełne małych kwiatuszków białych, różowych. Bażant uciekający na mój widok. Często odwiedza nasze podwórko. Jest piękny. U sąsiadów słychać gdakającą kurę, może zniosła jajko. W oddali gęgające gęsi.

Teraz po latach mogę stwierdzić, że wolę mieszkać na wsi, niż w Krakowie.



Brak komentarzy

Wróć do spisu treści